piątek, 12 września 2014

Rozdział 27



Huk wywarzanych drzwi przeszył cały dom, a one same poleciały na przeciwległą ścianę. Do domu zaczęła wchodzić grupa uzbrojonych policjantów z pistoletami w dłoniach, uważnie obserwujących otoczenie.
-Znajdźcie ich, ale uważajcie. Oni są sprytni- naprzód wysunął się mężczyzna dojrzalszy od pozostałych, doświadczony w zawodzie. Jego przebiegłe oczy świdrowały każdy kąt, próbując dostrzec jakąkolwiek sylwetkę, bezskutecznie.
- Połowa przeszukuje piętro, połowa parter, czy to jasne? –  jednogłośnie przytaknięcie przeszyło głuchą cisze pokoju, a zaraz potem rytmiczny niczym w wojsku krok policjantów rozbiegł się po najmniejszych zakamarkach.
Przyglądałem się temu wyglądając delikatnie zza ściany na piętrze, a potem najciszej jak umiałem skierowałem się do pokoju Stylesa.
W pomieszczeniu siedział on sam, a obok Jesse, Patrick i Niall. Louis miał za zadaniem odciągnąć Margaret jak najdalej od tego miejsca, żeby nie narażać jej na niebezpieczeństwo. Panowała tu grobowa atmosfera, bo nie zostało nam nic innego jak czekanie. Każdy z nas trzymał już niemal palec na spuście i chował się w jednym z zakamarków.
Czekaliśmy.
Po pięciu minutach do pokoju weszło dwoje młodych policjantów, trzymając przygotowany pistolet. Odwróciłem głowę i spojrzałem na Harryego. Chłopak przyglądał się uważnie i dopiero po paru sekundach kiwnął głową.
To był znak.
Jak na komendę wszyscy zaczęliśmy strzelać do przybyszów, a oni nie zdążyli nawet nacisnąć spustu, bo już leżeli martwi na podłodze. Wybiegliśmy z pokoju i rozbiegliśmy się na dwie strony. Poleciałem z Jessem na prawo, a pozostali na lewo. Strzelaliśmy jak opętani modląc się, żeby nie skończyła nam się amunicja. Zjechałem po poręczy schodów, jednocześnie ciskając jeden pocisk niedaleko serca biegnącemu  moją stronę policjantowi. Zeskoczyłem na ziemię i pognałem w kierunku salonu, gdzie spotkałem Jessiego i salę pełną rannych policjantów. Chłopak stał z beznamiętnym wyrazem twarzy i spoglądał na dwa rządy niemal równo leżących ciał.
- Trzymasz się? –spytałem starając się przekrzyczeć hałasy strzałów dochodzących z piętra, a on tylko wzruszył ramionami.
- To moja wina- mruknął cicho spuszczając głowę, a ja zmarszczyłem brwi.
-Co masz na myśli? – spytałem podchodząc bliżej niego.
- To moja wina, ze tu są – powiedział głośniej, odchrząkując- wczoraj wypuściłem tego policjanta, którego tu trzymaliśmy z niewoli.
Wciągnąłem ze świstem powietrze i zacisnąłem dłonie w pięści, a w następnej sekundzie złapałem go za bluzkę i przygwoździłem z impetem do ściany, aż syknął z bólu.
-Dlaczego to do cholery zrobiłeś?!- krzyknąłem unosząc go w górę i potrząsając tak, że parę razy uderzył głową o ścianę.  Nie dbałem o to, czy któryś z policjantów  nas w tym momencie nie zabije. Istna furia opanowała moje ciało i w żaden sposób nie potrafiłem jej zatrzymać.
- Ponieważ, ja nie jestem taki ja wy i nie potrafię tak żyć! –krzyknął płaczliwym tonem, co zbiło mnie całkowicie z tropu-  po tamtych wakacjach imponowaliście mi i w ogóle, chciałem być taki jak wy, ale trzymanie kogoś  jako niewolnika to czyste szaleństwo! Zwłaszcza, że nawet nie wiedzieliście o nim nic. Na przykład czy wiedziałeś, że miał piękną narzeczoną i dzisiaj mają ślub? Nie mogłem pozwolić, żebyśmy zniszczyli czyjeś życie! – wrzasnął, a łzy potoczyły się po jego twarzy. Ten widok wstrząsnął mnie doszczętnie, więc puściłem go i pozwoliłem, żeby spadł na ziemię.
- Nie chciałeś zniszczyć czyjego życia, pięknie –szepnąłem kucając przed nim i patrząc jak cały drży – ale czy zdajesz sobie sprawę, że tym samym zniszczyłeś życie swoim przyjaciołom? – zapytałem patrząc mu prosto w oczy i przykładając pistolet do jego skroni, na co wzdrygnął się i spojrzał na mnie z przestrachem w tych załzawionych oczach.
- Nnie zrrobisz ttego- głos trząsł mu się niczym galareta, a ja podniosłem wysoko brwi.
- Niby dlaczego?
- Bo ja bym ci tego nie zrobił.- odparł pewnie, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- No widzisz, masz rację. – powiedziałem, a chłopak rozluźnił się i odetchnął głęboko- ty byś faktycznie tego nie zrobił, ale, jak sam powiedziałeś, ty nie należysz do ludzi takich jak ja- odparłem szorstko i wcisnąłem spust.
- Zayn, nie baw się już,  musimy lecieć – krzyknął Harry, a ja ostatni raz spojrzałem na zakrwawioną twarz Jessiego i mruknąłem:
- Może i nie jestem święty, ale chociaż martwię się o swoich przyjaciół, nie to co ty –moje oziębłe spojrzenie ostatni raz przeszyło jego nieprzytomne ciało i pognałem do korytarza.
-Czysto? – zapytałem trzymając pistolet w górze, a chłopak kiwnął głową. Obok niego stał Niall z zakrwawioną ręką i Patrick.
- Gdzie Jesse? –zapytał Patrick rozglądając się.
- Już nieistotne. Martwy.- mruknąłem, a Niall spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
- Okej, mamy mało czasu- krzyknął Styles wyjmując coś z górnej szafki. Ładunek wybuchowy. – Domyślałem się, że do tego dojdzie- powiedział jakby tłumacząc się pod naciskiem naszych zdziwionych spojrzeń.
- Wszyscy na zewnątrz i biegnijcie ile macie sił!- wydarł się Harry odpalając ładunek, a my wybiegliśmy przez otwór, w którym niegdyś stały drzwi.  Budynek pogrążył się w płomieniach i dymie, a dzięki  sile wybuchu policjanci, którzy właśnie przyjechali wyrównać rachunki za swoich poległych, zostali odepchnięci w tył.
Biegłem prosto w las pokonując kolejne pieńki i leżące konary, nie myśląc o niczym innym. Czułem się zdeterminowany, a jednocześnie wolny. Usłyszałem szelest liści niedaleko za swoimi plecami, więc uśmiechnąłem się głupkowato, odwróciłem i nim koleś się zorientował strzeliłem w niego. Patrzyłem jak jego ciało osuwa się na ziemie, a w tym samym czasie pistolet wyleciał mi z ręki, bo ktoś silnym ruchem położył mnie na ziemi.
- Atak z dwóch stron, mądre- powiedziałem pod nosem z przekąsem. Tak bardzo rozkoszowałem się smakiem zwycięstwa, że nie zauważyłem jak drugi policjant zakradł się od tyłu i mnie znokautował. Trzymał w ręku mój pistolet, a w drugiej swój, jednocześnie trzymając oba spusty.
- Zabiliście tylu naszych ludzi, powinniście się wstydzić. Ale teraz wasza kolej, aby za to odpokutować i zemrzeć, wy nic nie warte śmieci.- pieklił się i raz po raz strzelił mi w przedramię i klatkę piersiową, na co syknąłem i spojrzałem na niego wściekle.
- Przestań się bawić, po prostu mnie zabij. Jeśli potrafisz.- poruszyłem zabawnie brwiami, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło i zmrużył oczy.
-Żegnaj, Panie Malik.- zamknąłem oczy i usłyszałem dźwięk spustu


***


Perspektywa Patty

- Cześć kochana, jak się masz? Stresujesz się? – Mindy weszła do pomieszczenia i spojrzała na mnie radośnie, a ja popatrzyłam na nią z bladym uśmiechem. Wyglądała idealnie. Jej bladoróżowa sukienka idealnie komponowała się z kolorytem skóry, a uroku dodawał jej niezawodny uśmiech. Popatrzyłam na siebie w lustrze.
Kok przystrojony był paroma kwiatkami w różnych kolorach, które jednak niezbyt rzucały się w oczy. Na pozór wyglądałam perfekcyjnie, jednak w moich oczach tlił się smutek.
- Myślisz, ze mu się spodoba? –spytałam wygładzając sukienkę, a ona położyła mi dłoń na ramieniu.
- Patty, jesteś śliczna. Nie mogłoby być inaczej.- westchnęła kręcąc głową z uśmiechem i patrząc na godzinę w komórce.- Dobra, ja już nie przeszkadzam. W końcu niedługo twoja wielka chwila. – powiedziała na wyjściu wychylając jedynie twarz i puszczając mi oczko, a ja zaśmiałam się pod nosem.  Opuszkami palców delikatnie dotknęłam bransoletki, którą dostałam od Zayna na gwiazdkę i uśmiechnęłam się smutno.



***



Perspektywa Zayna

-Żegnaj, Panie Malik.- zamknąłem oczy i usłyszałem dźwięk spustu.
Przygotowałem się psychicznie na śmierć już dawno temu. Wiedziałem, jakie konsekwencje niesie za sobą bycie kryminalistą. Wiedziałem to, i byłem w stanie poświęcić wszystko, bo do tej pory nie miałem nic wartego poświęcenia.
Ale ja nie umarłem.
Usłyszałem po sobie dwa odgłosy pocisków i otworzyłem szeroko oczy, gdy na mojej klatce piersiowej zaległ jakiś ciężar.
- Harry, żyjesz? –krzyknąłem potrząsając nim, a on w odpowiedzi  odetchnął płytko. Spojrzałem szybko w stronę martwego już policjanta.
- Coś ty zrobił ? –spytałem przerażony patrząc, że dostał pocisk niemal prosto w serce.
- Nie mogłem patrzeć, jak ten debil zabija mojego najlepszego przyjaciela.- odrzekł słabym głosem z uśmiechem na ustach, a ja pochyliłem się nad nim mierząc mu słaby puls.
- Czemu to zrobiłeś?  Przecież teraz możesz nie przeżyć! –wrzasnąłem przez łzy, które pierwszy raz od dawna przepłynęły po mojej twarzy.
- Naprawdę sądzisz, ze byłbym w stanie żyć z myślą, że pozwoliłem ci umrzeć, kiedy mogłem zareagować? Poza tym, jakby ciebie nie było to nie miałbym dla kogo żyć. – mruknął ze smutnym uśmiechem, a mnie odrzuciła szczerość jego słów.- przyjaźń z tobą była dla mnie czymś wyjątkowym, Zayn. Wiesz, jakie kiepskie i patologiczne są moje kontakty z rodziną. Wychowywaliśmy się razem, jesteś dla mnie jak brat. Nie mogłem patrzeć, jak zabijają mi brata.- szepnął i zamknął oczy, a ja zacząłem panikować.
- Nie możesz umrzeć! Nie chce patrzeć, jak umiera mi brat! – spanikowany krzyk przesiąknięty wszystkimi uczuciami, jakie tłumiłem w sobie od dzieciństwa przeszył ciszę panującą w spokojnym lesie.  Harry uśmiechnął się po raz kolejny i delikatnie ścisnął moją dłoń.
- Obiecaj mi coś. Rzuć to w cholerę, załóż rodzinę i bądź jakimś pieprzonym biznesmenem, albo pilotem, wszystko jedno. Tylko nie wystawiaj się na niebezpieczeństwo beze mnie.- dodał cienkim głosem i uśmiechnął się łobuzersko, a potem ostatni raz wypuścił powietrze ze swoich ust.
- Obiecuję, bracie.-szepnąłem i pozwoliłem łzom swobodnie lecieć po moich mokrych policzkach.

***

Spotkałem się z Niallem i Patrickiem jakieś dwie godziny później, kiedy choć trochę ochłonąłem i wziąłem się w garść. Wcześniej tylko minęliśmy się w lesie, bo to oni mieli coś zrobić z jego ciałem, ja nie byłem w stanie. Za bardzo trzęsły mi się ręce i serce na jego widok.
- Co teraz? –spytał cicho Patrick odpalając papierosa. Siedzieliśmy pod wielkim dębem i wpatrywaliśmy się tępo w przestrzeń przed nami. Byliśmy zmęczeni, zakrwawieni i zmartwieni. W tym momencie moja chęć życia była na minusie.
- Zayn, wiem, że to zły moment, ale muszę Ci coś powiedzieć. –szepnął Niall pocierając czoło dłonią.  Spojrzałem w jego stronę smutnym wzrokiem i zachęciłem gestem ręki, aby kontynuował.
- Patty wychodzi dzisiaj za mąż.-dokończył, a ja po prostu mrugnąłem dwa razy i upewniłem się, czy aby nie śni mi się koszmar.


***

Perspektywa Patty


- Welon, czy ktoś do cholery pomoże mi znaleźć jej welon?!- piekliła się Mindy po raz kolejny zaglądając w głąb szafy. Odkąd poprosiłam ją o pomoc w ostatecznym przygotowaniu bardzo się zaangażowała. Chciała, aby mój ślub był perfekcyjny w każdym calu.
- Dobra, a gdzie obrączki? – władczyni spojrzała groźnie na ludzi obecnych w pokoju, a chłopcy nerwowo złapali się za kieszenie.
- Mam! –krzyknął usatysfakcjonowany druh pana młodego, którego zbyt dobrze nie znałam. Wiedziałam, że są przyjaciółmi od dawna, a teraz również kolegami po fachu. Wyjął je z kieszeni i włożył z powrotem dopiero, gdy Mindy wyraziła na to aprobatę. Zaśmiałam się pod nosem z faktu, jak wielką władzę ma nad nimi, ale ucichałam pod jej karcącym spojrzeniem. Podeszła do mnie i kucnęła, a ja spuściłam głowę w dół.
- Wszystko dobrze?- choć uparcie na nią nie patrzyłam wiedziałam, że jej troskliwe spojrzenie przeszywa całą moją drobną osobę.  Wzruszyłam ramionami i potwierdziłam skinieniem głowy, a ona westchnęła cicho.
- Dobra. Teraz wszyscy za drzwi, albo lepiej, sprawdźcie jak się ma pan młody i czy już całkowicie wydobrzał.- powiedziała Mindy wstając z należytą gracją, a reszta grupa skinęła posłusznie głowami i wyszła.
- Chcesz zostać sama? –dziewczyna popatrzyła na mnie, a ja założyłam kosmyk włosów za ucho, wciąż uparcie kierując spojrzenie gdziekolwiek, byle nie na nią. – Jesteś stu procentowo pewna, że wychodzisz za właściwą osobę? – spytała, a ja zmarszczyłam idealnie wyregulowane brwi i w końcu popatrzyłam na nią zaintrygowana.
- Co masz na myśli? – zapytałam, kiedy brunetka położyła swoją dłoń na klamce.
- Dobrze wiesz, co mam na myśli- spojrzała na mnie znacząco, a ja spuściłam wzrok na błyskotkę połyskującą na mojej dłoni.
Dobrze wiem, że chodzi o Zayna.



***


Perspektywa Zayna

- Chyba nadszedł czas, żebym ci wszystko wyjaśnił, bo to moja wina.- powiedział Niall kładąc łokcie na kolanach, a ja spojrzałem na niego krzywo.
- Ostatni raz, kiedy przyjaciel użył stwierdzenia„to moja wina”, zabiłem go. Liczę, że nie będę musiał tego powtarzać.-  powiedziałem cierpko myśląc o Jessem, a blondyn pokiwał w zamyśleniu głową.
- Tak sądziłem, że to ty zabiłeś Jessiego-  mruknął cicho jakby odpowiadając na moje myśli, a mnie onieśmieliło z wrażenia. –Jednak, wracając do tematu- dodał patrząc w bok, jakby usilnie próbując uciec od nieprzyjemnego tematu.
- Więc?- ponagliłem go, a on wydymał usta.
- Wszystko zaczęło się, jak zwariowałeś na punkcie zabijania- powiedział splatając palce i oblizał nerwowo wargi, a ja przypomniałem sobie to wydarzenie.*
Wyjątkowo zdarzyło mi się upić. Cały czas śmiałem i przedrzeźniałem się z Hazzą, aż podszedł do nas zniesmaczony Niall.
- Zabiliście go? – spytał  poruszony, a ja tylko podniosłem brwi i spojrzałem na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Kogo? My się kulturalnie bawimy, nikogo nie bijemy.- zacząłem bredzić pod nosem, a blondyn przewrócił oczami.
- Zayn, ogarnij się. Mówię o tym młodym, zagubionym chłopaku, który nie miał pieniędzy za towar. Zabiliście?- ponowił pytanie, a ja po chwili zajarzyłem o kogo mu chodzi.
- Aa mówisz o tym dzieciaku! Taa, trafiłem za pierwszym razem! Prosto w serce! - wrzasnąłem, a Harry zaczął wiwatować w tle. Całe nasze grono znajomych zaczęło chichotać i klaskać, a ja wstałem i w geście triumfu wyrzucałem pięści w górę.
- Więc, jak cię wtedy zobaczyłem pomyślałem, że nie możesz tak skończyć, bo się w tym całkowicie zatracisz. Wiedziałem, że tylko jedna osoba jest w stanie ci pomóc- zrobił pauzę i spuścił głowę, ale oboje wiedzieliśmy, o kogo chodzi.-  Patty początkowo nie chciała współpracować, ale zmieniła zdanie słysząc jak się zmieniłeś. Do tamtej pory miała do ciebie żal o to jak potraktowałeś ją na koniec wakacji. Jednak jest zbyt dobrą osobą, żeby odmówić. Nawet w twojej sprawie.- uśmiechnął się cierpko i spojrzał na mnie, a ja zacisnąłem mocno pięści, aż pobielały mi kłykcie- Miałem świadomość, że jak dowiesz się o jej narzeczonym, to znowu przestanie ci zależeć i wrócimy do punktu wyjścia. Więc..- zaczął, ale wpadłem mu w słowo.
- Udawała, ze wszystko jest tak, jak dawniej, żeby mi pomóc.-wybełkotałem ostatkiem sił, a chłopak pokiwał głową.
Nagle wszystko zebrało się w logiczną całość.
Kiedy paliło się u Niej światło w domu, on tam był. Kiedy nie miała dla mnie czasu, była z nim. Kiedy widziałem ją w sklepie sukni była przerażona, bo bała się, że się czegoś domyślę. W końcu kupowały sukienkę dla jej druhny . Wczorajsze święta do południa, też spędzała z nim.
 Jednak dziwi mnie fakt, ze wcześniej była bardziej ostrożna. Od paru dni o wiele więcej spędzała ze mną czasu, niż na początku.  Dziwne.
- Gdzie ten ślub? –spytałem, a Niall zaskoczony obrócił głowę w moją stronę.
- Zayn…-zaczął , ale mu przerwałem.
- Blondynie, po tym wszystkim co się stało, po śmierci Harryego, muszę, naprawdę muszę z nią pogadać, ten ostatni raz- szepnąłem twardo, a chłopak złapał się za głowę i krzyknął:
- Kościół przy piątej alei, ślub zaczyna się za –zrobił przerwę, by spojrzeć na zegarek-  pół godziny, Spojrzałem na niego zszokowany.
-Dlaczego nie idziesz na ceremonię własnej siostry? –spytałem, a na jego twarzy wykwitł wielki grymas i odwrócił wzrok.
- Mam swoje powody- mruknął cicho, ale nie spytałem o nie, bo w tym momencie poleciałem do niej.
Musiałem jej to wyperswadować z głowy.

Zasapany i zmęczony położyłem dłonie na kolanach, by wyrównać oddech. Przed drzwiami kościoła ostatni goście wchodzili do środka, a ja szukałem tylko jednej. Tej w białej sukni.
Rozejrzałem się dokładnie i w końcu ją zobaczyłem.
Patty stała na uboczu przodem do mnie i śmiała się perliście do wyższego mężczyzny w garniturze, który stał tyłem do mnie. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i przytulili się, a zaraz potem chłopak odwrócił się i zaczął iść w kierunku kościoła, a mnie zmroziło.
Poczułem jakby czas stanął w miejscu i słychać było tylko szybsze bicie mojego serca.
Nagle zrozumiałem, dlaczego Patty mogła w spokoju się ze mną widywać i nie bać, że spotka swojego ukochanego ostatnimi dniami.
Wszystko dlatego, że jej narzeczonym jest policjant, który siedział u nas w piwnicy. Którego JA porwałem.
**Zawsze myślałem, że kryminaliści muszą się wyróżniać wyglądem, a tu proszę! – wskazał na mnie – normalny człowiek. Jestem dopiero początkującym policjantem, nie pracuję nawet roku w pobliskim oddziale, więc może zapomnieli o moim istnieniu. Jednak jest osoba, która nigdy o mnie nie zapomni. Nie wiem, czy rozpoczęła szukanie mnie - czy też nie, byłoby lepiej dla niej żeby nie,  ale wiem, że zawsze będzie o mnie pamiętać.- nie jestem pewien, czy zapomniał już o mojej obecności, bo jego wzrok stał się dziwnie pusty, ale na wszelki wypadek  chrząknąłem, żeby przywrócić go do rzeczywistości.
Podziałało. Chłopak poruszył się niespokojnie i zwrócił na mnie uwagę, a ja widząc, że skończył jeść zakułem go z powrotem.  W tym momencie złapał mnie za nadgarstek i dodał :
- proszę, nie zabijajcie jej. – zemdlał.
Teraz rozumiałem. Mówił o Niej. O Patty.
Spoglądałem na nią pustym wzrokiem, a gdy mnie dostrzegła w jej oczach zaczęły znikać radosne iskierki. Chciała odbiec, ale byłem szybszy. Złapałem ją za nadgarstek, a drugą ręką złapałem za podbródek zmuszając, by na mnie spojrzała.
- Dlaczego?- spytałem tylko łamliwym głosem, a ona zacisnęła usta.
- Miałam ci tylko pomóc…- zaczęła, ale przerwałem jej krzykiem:
- Dlaczego udawałaś? Wiedziałaś, jakie są moje uczucia co do ciebie!
- Wiedziałam, ale co miałam zrobić? –zapytała patrząc na mnie ze łzami w oczach, a moje serce skurczyło się na ten widok- kochałam cie jak wariatka, a ty mnie zostawiłeś! Nie miałam z tobą kontaktu przez 3 lata. Na początku nie umiałam sobie poradzić bez myślenia o tobie i odkochać się, ale potem to się zmieniło. Poznałam osobę zupełnie przeciwną do ciebie! Troskliwą, chroniącą innych ludzi i kochającą mnie! – krzyk przez łzy roznosił się wokół nas, ale to nas nie obchodziło zupełnie.
- To dlatego Nialla nie ma na twoim ślubie? On by go rozpoznał i Niall poszedłby siedzieć? –spytałem cicho, a ona wytarła łzy i przytaknęła cicho, Pokręciłem tylko głową.
- To nie była wina Jessiego, tak w ogóle – powiedziała wzruszając ramionami, a ja przekręciłem głową – spotkałam się z nim i poprosiłam, żeby o niego dbał i wypuścił chociaż na wigilię. Jestem mu za to wdzięczna. Muszę mu podziękować przy najbliżej okazji- dokończyła, a ja podszedłem do ściany kościoła i z całym impetem przywaliłem w nią dłonią, aż zaczęła mi krwawić. Położyłem się na niej i zacząłem płakać.
Zabiłem przyjaciela, który wykonał prośbę swojej przyjaciółki. Dbał o przyjaciół.
- Dlaczego chciałaś, żeby wypuścił go dopiero na wigilię? – zapytałem przez łzy, a Patty podeszła do mnie, zachowując należytą rezerwę.
- Wiedziałam, że jak wyjdzie, to narobi wam kłopotów. Kocham go, ale mojego brata też. Skoro byłam pewna, że Jesse o niego dba, to wolałam żeby sprawił wam jak najmniej kłopotów i żebyście wszyscy bezpiecznie opuścili miasto-szepnęła, a moje łzy potoczyły się po policzkach.
- Bezpiecznie? Jesse nie żyje, Harry nie żyje! Reszta z nas jest ranna!- wydarłem się nie zważając na elegancko ubranych ludzi, którzy nie zdążyli jeszcze wejść do środka sanktuarium duchownego. Patty stała z rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczami, a po chwili rzuciła mi się na szyję i pozwoliła się wypłakać. Kiedy skończyłem, otarła resztki moich łez i pogłaskała mnie po policzku. Staliśmy tak, wpatrzeni w siebie, jakby poza granicami czasu.
A potem się pocałowaliśmy.
Nie był to jeden z tych namiętnych pocałunków, którymi zazwyczaj kończą się tanie komedie romantyczne. Był czuły i powolny, żebyśmy mogli zapamiętać go na całe lata. Nasze spragnione siebie usta były całkowicie poza naszą wolą i tańczyły w swoim dobrze znanym tańcu.
Czułem, że tak chwila mogłaby trwać wiecznie. Albo tak mógłby skończyć się nasz własny film.
 Kiedy w końcu odkleiliśmy się od siebie, przyłożyłem czoło do jej czoła i odetchnąłem głęboko. Oboje zamknęliśmy oczy i spletliśmy nasze palce.
-Patty? –zamruczałem, a ona dotknęła mnie swoim nosem.
- Hmm?
- Naprawdę go kochasz? –szepnąłem patrząc jej prosto w oczy, a ona zacisnęła usta i spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Tak, Zayn. Ja go kocham już od dwóch lat- samotna łza spłynęła po jej policzku, ale szybko starłem ją delikatnym ruchem. Uśmiechnąłem się do niej ciepło.
- Wiesz, co w tym momencie powiedziałby Vincent van Goch?
- Nie. Co?
- „Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest  prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu” – wyrecytowałem z ciepłym uśmiechem, zakładając jej niesforny kosmyk włosów za ucho i patrząc na troską. Patty spłonęła rumieńcem, a ja zaśmiałem się cicho.
- Patty, już czas- zawołał mężczyzna w starszym wieku, a dziewczyna pokiwała głową i spojrzała na mnie.
- Czas się rozstać –szepnęła a ja pokiwałem głową.
- Teraz już na zawsze- także szepnąłem, a ona przytaknęła. Zaczęła kierować się w stronę tego człowieka, ale w ostatniej chwili ją zawołałem:
-Patty!- dziewczyna odwróciła się, patrząc na mnie ze zdziwieniem- cieszę się, że jesteś szczęśliwa – krzyknąłem, a ona uśmiechnęła się do mnie delikatnie po raz ostatni i zniknęła za drzwiami kościoła, gdzie zaraz miała wymienić obrączki z innym mężczyzną.


Poszedłem na plażę i usiadłem niedaleko morza, dając sobie czas na obmyślenie wszystkiego. Tyle wydarzeń jednego dnia musiałem sobie poukładać w głowie…
- Może to ci się przyda? –usłyszałem dobrze znany mi, nieco irytujący głosik. Dziewczyna  z wyraźnym brzuchem stała niedaleko mnie uśmiechając się przyjacielsko i kierując w moją stronę butelkę whisky. Złapałem ją z wdzięcznością i spojrzałem na nią zdziwiony.
- Skąd wiedziałaś, gdzie jestem? – zapytałem, kiedy Margaret usiadła obok mnie.
- Domyśliłam się. Trochę cię już poznałam, Zayn –powiedziała, a ja pokiwałem zamyślony głową.
- Jeśli chcesz, żebym sobie poszła to ja już…-zaczęła wstawać, ale złapałem ją za rękę,
- Zostań. – poprosiłem, a jej nie trzeba było już tego powtarzać,
Gdzieś w powietrzu, między słowami zostało tam zawarte nieme :Potrzebuje Cie



*- wycinek z rozdziału 20
**- wycinek z rozdziału 25

***
Cześć miśki! <3
Wielkie dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem :3
Fajnie wiedzieć, że jeszcze ktoś to czyta^^
Ach, ostatni rozdział za nami...
Wybaczcie, nie umiem opisywać wzruszających scenek, ale zrobiłam, co w  mojej mocy.
Spodziewałyście się takiego obrotu spraw? Lubię Was zaskakiwać;)
Najprawdopodobniej 20 września pojawi się Epilog.
Mocno myśle nad założeniem następnego bloga z opowiadaniem, bo żal mi to zostawiać :( 
Do ostatniego kochane :**

2 komentarze:

  1. O mój Boże! Ryczę! Nie, no błagam! Tyle czekania i dupa zbita. Ona nie może za niego wyjść. Prooooszę. Do jasnej cholery! Dziewczyno, weź złap kieckę w ręce i leć na tą plaże. Pocałuj chłopaka o cudownych brązowych oczach i żyjcie długo i szczęśliwie!

    Jej. Harry nie żyje?! Kolejna porcja łez. Nie, to się nie może tak skończyć. Wszystko idzie po złej myśli. Jeszcze mi powiedz, że Zayn będzie z Margaret.
    Och, Jezu! Czekam na epilog.

    Masz zamiar założyć następnego bloga? A co powiedziałabyś na współprace? Oczywiście nie naciskam. Jeśli byłabyś zainteresowana napisz do mnie oliwiaszafranska78@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  2. JEJKU JAK MOGLAS CO? JESTEM PEWNA NA 100% ZE PATTY NIE KOCHA TEGO POLICJANTA, NIE MOZE :( WSZYSTKO MOZNA WYBACZYC TYLKO POTRZEBA CZASU WIEC NIECH PATTY WYBACZY ZAYNOWI I NIECH BEDĄ RAZEM XDDD
    tak wgl super piszesz czekam na epilog i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń