Huk wywarzanych drzwi przeszył cały dom, a one same
poleciały na przeciwległą ścianę. Do domu zaczęła wchodzić grupa uzbrojonych
policjantów z pistoletami w dłoniach, uważnie obserwujących otoczenie.
-Znajdźcie ich, ale uważajcie. Oni są sprytni- naprzód wysunął
się mężczyzna dojrzalszy od pozostałych, doświadczony w zawodzie. Jego
przebiegłe oczy świdrowały każdy kąt, próbując dostrzec jakąkolwiek sylwetkę,
bezskutecznie.
- Połowa przeszukuje piętro, połowa parter, czy to jasne?
– jednogłośnie przytaknięcie przeszyło
głuchą cisze pokoju, a zaraz potem rytmiczny niczym w wojsku krok policjantów
rozbiegł się po najmniejszych zakamarkach.
Przyglądałem się temu wyglądając delikatnie zza ściany na
piętrze, a potem najciszej jak umiałem skierowałem się do pokoju Stylesa.
W pomieszczeniu siedział on sam, a obok Jesse, Patrick i
Niall. Louis miał za zadaniem odciągnąć Margaret jak najdalej od tego miejsca,
żeby nie narażać jej na niebezpieczeństwo. Panowała tu grobowa atmosfera, bo
nie zostało nam nic innego jak czekanie. Każdy z nas trzymał już niemal palec
na spuście i chował się w jednym z zakamarków.
Czekaliśmy.
Po pięciu minutach do pokoju weszło dwoje młodych
policjantów, trzymając przygotowany pistolet. Odwróciłem głowę i spojrzałem na
Harryego. Chłopak przyglądał się uważnie i dopiero po paru sekundach kiwnął
głową.
To był znak.
Jak na komendę wszyscy zaczęliśmy strzelać do przybyszów, a
oni nie zdążyli nawet nacisnąć spustu, bo już leżeli martwi na podłodze.
Wybiegliśmy z pokoju i rozbiegliśmy się na dwie strony. Poleciałem z Jessem na
prawo, a pozostali na lewo. Strzelaliśmy jak opętani modląc się, żeby nie
skończyła nam się amunicja. Zjechałem po poręczy schodów, jednocześnie ciskając
jeden pocisk niedaleko serca biegnącemu
moją stronę policjantowi. Zeskoczyłem na ziemię i pognałem w kierunku
salonu, gdzie spotkałem Jessiego i salę pełną rannych policjantów. Chłopak stał
z beznamiętnym wyrazem twarzy i spoglądał na dwa rządy niemal równo leżących
ciał.
- Trzymasz się? –spytałem starając się przekrzyczeć hałasy
strzałów dochodzących z piętra, a on tylko wzruszył ramionami.
- To moja wina- mruknął cicho spuszczając głowę, a ja
zmarszczyłem brwi.
-Co masz na myśli? – spytałem podchodząc bliżej niego.
- To moja wina, ze tu są – powiedział głośniej, odchrząkując-
wczoraj wypuściłem tego policjanta, którego tu trzymaliśmy z niewoli.
Wciągnąłem ze świstem powietrze i zacisnąłem dłonie w
pięści, a w następnej sekundzie złapałem go za bluzkę i przygwoździłem z
impetem do ściany, aż syknął z bólu.
-Dlaczego to do cholery zrobiłeś?!- krzyknąłem unosząc go w
górę i potrząsając tak, że parę razy uderzył głową o ścianę. Nie dbałem o to, czy któryś z
policjantów nas w tym momencie nie
zabije. Istna furia opanowała moje ciało i w żaden sposób nie potrafiłem jej
zatrzymać.
- Ponieważ, ja nie jestem taki ja wy i nie potrafię tak żyć!
–krzyknął płaczliwym tonem, co zbiło mnie całkowicie z tropu- po tamtych wakacjach imponowaliście mi i w
ogóle, chciałem być taki jak wy, ale trzymanie kogoś jako niewolnika to czyste szaleństwo!
Zwłaszcza, że nawet nie wiedzieliście o nim nic. Na przykład czy wiedziałeś, że
miał piękną narzeczoną i dzisiaj mają ślub? Nie mogłem pozwolić, żebyśmy
zniszczyli czyjeś życie! – wrzasnął, a łzy potoczyły się po jego twarzy. Ten
widok wstrząsnął mnie doszczętnie, więc puściłem go i pozwoliłem, żeby spadł na
ziemię.
- Nie chciałeś zniszczyć czyjego życia, pięknie –szepnąłem
kucając przed nim i patrząc jak cały drży – ale czy zdajesz sobie sprawę, że
tym samym zniszczyłeś życie swoim przyjaciołom? – zapytałem patrząc mu prosto w
oczy i przykładając pistolet do jego skroni, na co wzdrygnął się i spojrzał na
mnie z przestrachem w tych załzawionych oczach.
- Nnie zrrobisz ttego- głos trząsł mu się niczym galareta, a
ja podniosłem wysoko brwi.
- Niby dlaczego?
- Bo ja bym ci tego nie zrobił.- odparł pewnie, a ja
uśmiechnąłem się pod nosem.
- No widzisz, masz rację. – powiedziałem, a chłopak
rozluźnił się i odetchnął głęboko- ty byś faktycznie tego nie zrobił, ale, jak
sam powiedziałeś, ty nie należysz do ludzi takich jak ja- odparłem szorstko i
wcisnąłem spust.
- Zayn, nie baw się już, musimy lecieć – krzyknął Harry, a ja ostatni
raz spojrzałem na zakrwawioną twarz Jessiego i mruknąłem:
- Może i nie jestem święty, ale chociaż martwię się o swoich
przyjaciół, nie to co ty –moje oziębłe spojrzenie ostatni raz przeszyło jego
nieprzytomne ciało i pognałem do korytarza.
-Czysto? – zapytałem trzymając pistolet w górze, a chłopak
kiwnął głową. Obok niego stał Niall z zakrwawioną ręką i Patrick.
- Gdzie Jesse? –zapytał Patrick rozglądając się.
- Już nieistotne. Martwy.- mruknąłem, a Niall spojrzał na
mnie podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
- Okej, mamy mało czasu- krzyknął Styles wyjmując coś z
górnej szafki. Ładunek wybuchowy. – Domyślałem się, że do tego dojdzie- powiedział
jakby tłumacząc się pod naciskiem naszych zdziwionych spojrzeń.
- Wszyscy na zewnątrz i biegnijcie ile macie sił!- wydarł
się Harry odpalając ładunek, a my wybiegliśmy przez otwór, w którym niegdyś
stały drzwi. Budynek pogrążył się w
płomieniach i dymie, a dzięki sile
wybuchu policjanci, którzy właśnie przyjechali wyrównać rachunki za swoich
poległych, zostali odepchnięci w tył.
Biegłem prosto w las pokonując kolejne pieńki i leżące
konary, nie myśląc o niczym innym. Czułem się zdeterminowany, a jednocześnie
wolny. Usłyszałem szelest liści niedaleko za swoimi plecami, więc uśmiechnąłem
się głupkowato, odwróciłem i nim koleś się zorientował strzeliłem w niego.
Patrzyłem jak jego ciało osuwa się na ziemie, a w tym samym czasie pistolet
wyleciał mi z ręki, bo ktoś silnym ruchem położył mnie na ziemi.
- Atak z dwóch stron, mądre- powiedziałem pod nosem z
przekąsem. Tak bardzo rozkoszowałem się smakiem zwycięstwa, że nie zauważyłem
jak drugi policjant zakradł się od tyłu i mnie znokautował. Trzymał w ręku mój
pistolet, a w drugiej swój, jednocześnie trzymając oba spusty.
- Zabiliście tylu naszych ludzi, powinniście się wstydzić.
Ale teraz wasza kolej, aby za to odpokutować i zemrzeć, wy nic nie warte
śmieci.- pieklił się i raz po raz strzelił mi w przedramię i klatkę piersiową,
na co syknąłem i spojrzałem na niego wściekle.
- Przestań się bawić, po prostu mnie zabij. Jeśli
potrafisz.- poruszyłem zabawnie brwiami, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło i
zmrużył oczy.
-Żegnaj, Panie Malik.- zamknąłem oczy i usłyszałem dźwięk
spustu
***
Perspektywa Patty
- Cześć kochana, jak się masz? Stresujesz się? – Mindy
weszła do pomieszczenia i spojrzała na mnie radośnie, a ja
popatrzyłam na nią z bladym uśmiechem. Wyglądała idealnie. Jej bladoróżowa sukienka
idealnie komponowała się z kolorytem skóry, a uroku dodawał jej niezawodny
uśmiech. Popatrzyłam na siebie w lustrze.
Kok przystrojony był paroma kwiatkami w różnych kolorach,
które jednak niezbyt rzucały się w oczy. Na pozór wyglądałam perfekcyjnie,
jednak w moich oczach tlił się smutek.
- Myślisz, ze mu się spodoba? –spytałam wygładzając
sukienkę, a ona położyła mi dłoń na ramieniu.
- Patty, jesteś śliczna. Nie mogłoby być inaczej.-
westchnęła kręcąc głową z uśmiechem i patrząc na godzinę w komórce.- Dobra, ja
już nie przeszkadzam. W końcu niedługo twoja wielka chwila. – powiedziała na
wyjściu wychylając jedynie twarz i puszczając mi oczko, a ja zaśmiałam się pod
nosem. Opuszkami palców delikatnie
dotknęłam bransoletki, którą dostałam od Zayna na gwiazdkę i uśmiechnęłam się
smutno.
***
Perspektywa Zayna
-Żegnaj, Panie Malik.- zamknąłem oczy i usłyszałem dźwięk
spustu.
Przygotowałem się psychicznie na śmierć już dawno temu.
Wiedziałem, jakie konsekwencje niesie za sobą bycie kryminalistą. Wiedziałem
to, i byłem w stanie poświęcić wszystko, bo do tej pory nie miałem nic wartego
poświęcenia.
Ale ja nie umarłem.
Usłyszałem po sobie dwa odgłosy pocisków i otworzyłem
szeroko oczy, gdy na mojej klatce piersiowej zaległ jakiś ciężar.
- Harry, żyjesz? –krzyknąłem potrząsając nim, a on w
odpowiedzi odetchnął płytko. Spojrzałem
szybko w stronę martwego już policjanta.
- Coś ty zrobił ? –spytałem przerażony patrząc, że dostał
pocisk niemal prosto w serce.
- Nie mogłem patrzeć, jak ten debil zabija mojego najlepszego
przyjaciela.- odrzekł słabym głosem z uśmiechem na ustach, a ja pochyliłem się
nad nim mierząc mu słaby puls.
- Czemu to zrobiłeś?
Przecież teraz możesz nie przeżyć! –wrzasnąłem przez łzy, które pierwszy
raz od dawna przepłynęły po mojej twarzy.
- Naprawdę sądzisz, ze byłbym w stanie żyć z myślą, że
pozwoliłem ci umrzeć, kiedy mogłem zareagować? Poza tym, jakby ciebie nie było
to nie miałbym dla kogo żyć. – mruknął ze smutnym uśmiechem, a mnie odrzuciła
szczerość jego słów.- przyjaźń z tobą była dla mnie czymś wyjątkowym, Zayn.
Wiesz, jakie kiepskie i patologiczne są moje kontakty z rodziną. Wychowywaliśmy
się razem, jesteś dla mnie jak brat. Nie mogłem patrzeć, jak zabijają mi
brata.- szepnął i zamknął oczy, a ja zacząłem panikować.
- Nie możesz umrzeć! Nie chce patrzeć, jak umiera mi brat! –
spanikowany krzyk przesiąknięty wszystkimi uczuciami, jakie tłumiłem w sobie od
dzieciństwa przeszył ciszę panującą w spokojnym lesie. Harry uśmiechnął się po raz kolejny i
delikatnie ścisnął moją dłoń.
- Obiecaj mi coś. Rzuć to w cholerę, załóż rodzinę i bądź
jakimś pieprzonym biznesmenem, albo pilotem, wszystko jedno. Tylko nie
wystawiaj się na niebezpieczeństwo beze mnie.- dodał cienkim głosem i
uśmiechnął się łobuzersko, a potem ostatni raz wypuścił powietrze ze swoich
ust.
- Obiecuję, bracie.-szepnąłem i pozwoliłem łzom swobodnie
lecieć po moich mokrych policzkach.
***
Spotkałem się z Niallem i Patrickiem jakieś dwie godziny
później, kiedy choć trochę ochłonąłem i wziąłem się w garść. Wcześniej tylko minęliśmy
się w lesie, bo to oni mieli coś zrobić z jego ciałem, ja nie byłem w stanie.
Za bardzo trzęsły mi się ręce i serce na jego widok.
- Co teraz? –spytał cicho Patrick odpalając papierosa.
Siedzieliśmy pod wielkim dębem i wpatrywaliśmy się tępo w przestrzeń przed
nami. Byliśmy zmęczeni, zakrwawieni i zmartwieni. W tym momencie moja chęć
życia była na minusie.
- Zayn, wiem, że to zły moment, ale muszę Ci coś powiedzieć.
–szepnął Niall pocierając czoło dłonią.
Spojrzałem w jego stronę smutnym wzrokiem i zachęciłem gestem ręki, aby
kontynuował.
- Patty wychodzi dzisiaj za mąż.-dokończył, a ja po prostu
mrugnąłem dwa razy i upewniłem się, czy aby nie śni mi się koszmar.
***
Perspektywa Patty
- Welon, czy ktoś do cholery pomoże mi znaleźć jej welon?!-
piekliła się Mindy po raz kolejny zaglądając w głąb szafy. Odkąd poprosiłam ją
o pomoc w ostatecznym przygotowaniu bardzo się zaangażowała. Chciała, aby mój
ślub był perfekcyjny w każdym calu.
- Dobra, a gdzie obrączki? – władczyni spojrzała groźnie na
ludzi obecnych w pokoju, a chłopcy nerwowo złapali się za kieszenie.
- Mam! –krzyknął usatysfakcjonowany druh pana młodego,
którego zbyt dobrze nie znałam. Wiedziałam, że są przyjaciółmi od dawna, a
teraz również kolegami po fachu. Wyjął je z kieszeni i włożył z powrotem
dopiero, gdy Mindy wyraziła na to aprobatę. Zaśmiałam się pod nosem z faktu,
jak wielką władzę ma nad nimi, ale ucichałam pod jej karcącym spojrzeniem.
Podeszła do mnie i kucnęła, a ja spuściłam głowę w dół.
- Wszystko dobrze?- choć uparcie na nią nie patrzyłam
wiedziałam, że jej troskliwe spojrzenie przeszywa całą moją drobną osobę. Wzruszyłam ramionami i potwierdziłam
skinieniem głowy, a ona westchnęła cicho.
- Dobra. Teraz wszyscy za drzwi, albo lepiej, sprawdźcie jak
się ma pan młody i czy już całkowicie wydobrzał.- powiedziała Mindy wstając z
należytą gracją, a reszta grupa skinęła posłusznie głowami i wyszła.
- Chcesz zostać sama? –dziewczyna popatrzyła na mnie, a ja
założyłam kosmyk włosów za ucho, wciąż uparcie kierując spojrzenie gdziekolwiek,
byle nie na nią. – Jesteś stu procentowo pewna, że wychodzisz za właściwą
osobę? – spytała, a ja zmarszczyłam idealnie wyregulowane brwi i w końcu
popatrzyłam na nią zaintrygowana.
- Co masz na myśli? – zapytałam, kiedy brunetka położyła
swoją dłoń na klamce.
- Dobrze wiesz, co mam na myśli- spojrzała na mnie znacząco,
a ja spuściłam wzrok na błyskotkę połyskującą na mojej dłoni.
Dobrze wiem, że chodzi
o Zayna.
***
Perspektywa Zayna
- Chyba nadszedł czas, żebym ci wszystko wyjaśnił, bo to moja
wina.- powiedział Niall kładąc łokcie na kolanach, a ja spojrzałem na niego
krzywo.
- Ostatni raz, kiedy przyjaciel użył stwierdzenia„to moja
wina”, zabiłem go. Liczę, że nie będę musiał tego powtarzać.- powiedziałem cierpko myśląc o Jessem, a
blondyn pokiwał w zamyśleniu głową.
- Tak sądziłem, że to ty zabiłeś Jessiego- mruknął cicho jakby odpowiadając na moje
myśli, a mnie onieśmieliło z wrażenia. –Jednak, wracając do tematu- dodał
patrząc w bok, jakby usilnie próbując uciec od nieprzyjemnego tematu.
- Więc?- ponagliłem go, a on wydymał usta.
- Wszystko zaczęło się, jak zwariowałeś na punkcie
zabijania- powiedział splatając palce i oblizał nerwowo wargi, a ja
przypomniałem sobie to wydarzenie.*
Wyjątkowo zdarzyło mi
się upić. Cały czas śmiałem i przedrzeźniałem się z Hazzą, aż podszedł do nas
zniesmaczony Niall.
- Zabiliście go? –
spytał poruszony, a ja tylko podniosłem
brwi i spojrzałem na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Kogo? My się
kulturalnie bawimy, nikogo nie bijemy.- zacząłem bredzić pod nosem, a blondyn
przewrócił oczami.
- Zayn, ogarnij się.
Mówię o tym młodym, zagubionym chłopaku, który nie miał pieniędzy za towar.
Zabiliście?- ponowił pytanie, a ja po chwili zajarzyłem o kogo mu chodzi.
- Aa mówisz o tym
dzieciaku! Taa, trafiłem za pierwszym razem! Prosto w serce! - wrzasnąłem, a
Harry zaczął wiwatować w tle. Całe nasze grono znajomych zaczęło chichotać i
klaskać, a ja wstałem i w geście triumfu wyrzucałem pięści w górę.
- Więc, jak cię wtedy zobaczyłem pomyślałem, że nie możesz
tak skończyć, bo się w tym całkowicie zatracisz. Wiedziałem, że tylko jedna
osoba jest w stanie ci pomóc- zrobił pauzę i spuścił głowę, ale oboje
wiedzieliśmy, o kogo chodzi.- Patty
początkowo nie chciała współpracować, ale zmieniła zdanie słysząc jak się
zmieniłeś. Do tamtej pory miała do ciebie żal o to jak potraktowałeś ją na
koniec wakacji. Jednak jest zbyt dobrą osobą, żeby odmówić. Nawet w twojej
sprawie.- uśmiechnął się cierpko i spojrzał na mnie, a ja zacisnąłem mocno
pięści, aż pobielały mi kłykcie- Miałem świadomość, że jak dowiesz się o jej
narzeczonym, to znowu przestanie ci zależeć i wrócimy do punktu wyjścia.
Więc..- zaczął, ale wpadłem mu w słowo.
- Udawała, ze wszystko jest tak, jak dawniej, żeby mi
pomóc.-wybełkotałem ostatkiem sił, a chłopak pokiwał głową.
Nagle wszystko zebrało
się w logiczną całość.
Kiedy paliło się u Niej światło w domu, on tam był. Kiedy
nie miała dla mnie czasu, była z nim. Kiedy widziałem ją w sklepie sukni była
przerażona, bo bała się, że się czegoś domyślę. W końcu kupowały sukienkę dla
jej druhny . Wczorajsze święta do południa, też spędzała z nim.
Jednak dziwi mnie
fakt, ze wcześniej była bardziej ostrożna. Od paru dni o wiele więcej spędzała
ze mną czasu, niż na początku. Dziwne.
- Gdzie ten ślub? –spytałem, a Niall zaskoczony obrócił
głowę w moją stronę.
- Zayn…-zaczął , ale mu przerwałem.
- Blondynie, po tym wszystkim co się stało, po śmierci
Harryego, muszę, naprawdę muszę z nią pogadać, ten ostatni raz- szepnąłem
twardo, a chłopak złapał się za głowę i krzyknął:
- Kościół przy piątej alei, ślub zaczyna się za –zrobił
przerwę, by spojrzeć na zegarek- pół
godziny, Spojrzałem na niego zszokowany.
-Dlaczego nie idziesz na ceremonię własnej siostry?
–spytałem, a na jego twarzy wykwitł wielki grymas i odwrócił wzrok.
- Mam swoje powody- mruknął cicho, ale nie spytałem o nie,
bo w tym momencie poleciałem do niej.
Musiałem jej to
wyperswadować z głowy.
Zasapany i zmęczony położyłem dłonie na kolanach, by
wyrównać oddech. Przed drzwiami kościoła ostatni goście wchodzili do środka, a
ja szukałem tylko jednej. Tej w białej sukni.
Rozejrzałem się dokładnie i w końcu ją zobaczyłem.
Patty stała na uboczu przodem do mnie i śmiała się perliście
do wyższego mężczyzny w garniturze, który stał tyłem do mnie. Dziewczyna
zarzuciła mu ręce na szyję i przytulili się, a zaraz potem chłopak odwrócił się
i zaczął iść w kierunku kościoła, a mnie zmroziło.
Poczułem jakby czas stanął w miejscu i słychać było tylko
szybsze bicie mojego serca.
Nagle zrozumiałem,
dlaczego Patty mogła w spokoju się ze mną widywać i nie bać, że spotka swojego
ukochanego ostatnimi dniami.
Wszystko dlatego, że
jej narzeczonym jest policjant, który siedział u nas w piwnicy. Którego JA
porwałem.
**Zawsze myślałem, że kryminaliści muszą się wyróżniać wyglądem, a tu
proszę! – wskazał na mnie – normalny człowiek. Jestem dopiero początkującym
policjantem, nie pracuję nawet roku w pobliskim oddziale, więc może zapomnieli
o moim istnieniu. Jednak jest osoba, która nigdy o mnie nie zapomni. Nie wiem,
czy rozpoczęła szukanie mnie - czy też nie, byłoby lepiej dla niej żeby
nie, ale wiem, że zawsze będzie o mnie
pamiętać.- nie jestem pewien, czy zapomniał już o mojej obecności, bo jego
wzrok stał się dziwnie pusty, ale na wszelki wypadek chrząknąłem, żeby przywrócić go do
rzeczywistości.
Podziałało. Chłopak poruszył się niespokojnie i zwrócił na mnie uwagę,
a ja widząc, że skończył jeść zakułem go z powrotem. W tym momencie złapał mnie za nadgarstek i
dodał :
- proszę, nie zabijajcie jej. – zemdlał.
Teraz rozumiałem. Mówił o Niej. O Patty.
Spoglądałem na nią pustym wzrokiem, a gdy mnie dostrzegła w
jej oczach zaczęły znikać radosne iskierki. Chciała odbiec, ale byłem szybszy.
Złapałem ją za nadgarstek, a drugą ręką złapałem za podbródek zmuszając, by na
mnie spojrzała.
- Dlaczego?- spytałem tylko łamliwym głosem, a ona zacisnęła
usta.
- Miałam ci tylko pomóc…- zaczęła, ale przerwałem jej
krzykiem:
- Dlaczego udawałaś? Wiedziałaś, jakie są moje uczucia co do
ciebie!
- Wiedziałam, ale co miałam zrobić? –zapytała patrząc na
mnie ze łzami w oczach, a moje serce skurczyło się na ten widok- kochałam cie
jak wariatka, a ty mnie zostawiłeś! Nie miałam z tobą kontaktu przez 3 lata. Na
początku nie umiałam sobie poradzić bez myślenia o tobie i odkochać się, ale
potem to się zmieniło. Poznałam osobę zupełnie przeciwną do ciebie! Troskliwą,
chroniącą innych ludzi i kochającą mnie! – krzyk przez łzy roznosił się wokół
nas, ale to nas nie obchodziło zupełnie.
- To dlatego Nialla nie ma na twoim ślubie? On by go
rozpoznał i Niall poszedłby siedzieć? –spytałem cicho, a ona wytarła łzy i
przytaknęła cicho, Pokręciłem tylko głową.
- To nie była wina Jessiego, tak w ogóle – powiedziała
wzruszając ramionami, a ja przekręciłem głową – spotkałam się z nim i
poprosiłam, żeby o niego dbał i wypuścił chociaż na wigilię. Jestem mu za to
wdzięczna. Muszę mu podziękować przy najbliżej okazji- dokończyła, a ja
podszedłem do ściany kościoła i z całym impetem przywaliłem w nią dłonią, aż
zaczęła mi krwawić. Położyłem się na niej i zacząłem płakać.
Zabiłem przyjaciela,
który wykonał prośbę swojej przyjaciółki. Dbał o przyjaciół.
- Dlaczego chciałaś, żeby wypuścił go dopiero na wigilię? –
zapytałem przez łzy, a Patty podeszła do mnie, zachowując należytą rezerwę.
- Wiedziałam, że jak wyjdzie, to narobi wam kłopotów. Kocham
go, ale mojego brata też. Skoro byłam pewna, że Jesse o niego dba, to wolałam
żeby sprawił wam jak najmniej kłopotów i żebyście wszyscy bezpiecznie opuścili
miasto-szepnęła, a moje łzy potoczyły się po policzkach.
- Bezpiecznie? Jesse nie żyje, Harry nie żyje! Reszta z nas
jest ranna!- wydarłem się nie zważając na elegancko ubranych ludzi, którzy nie
zdążyli jeszcze wejść do środka sanktuarium duchownego. Patty stała z
rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczami, a po chwili rzuciła mi się na
szyję i pozwoliła się wypłakać. Kiedy skończyłem, otarła resztki moich łez i
pogłaskała mnie po policzku. Staliśmy tak, wpatrzeni w siebie, jakby poza
granicami czasu.
A potem się pocałowaliśmy.
Nie był to jeden z tych namiętnych pocałunków, którymi
zazwyczaj kończą się tanie komedie romantyczne. Był czuły i powolny, żebyśmy
mogli zapamiętać go na całe lata. Nasze spragnione siebie usta były całkowicie
poza naszą wolą i tańczyły w swoim dobrze znanym tańcu.
Czułem, że tak chwila mogłaby trwać wiecznie. Albo tak mógłby
skończyć się nasz własny film.
Kiedy w końcu
odkleiliśmy się od siebie, przyłożyłem czoło do jej czoła i odetchnąłem
głęboko. Oboje zamknęliśmy oczy i spletliśmy nasze palce.
-Patty? –zamruczałem, a ona dotknęła mnie swoim nosem.
- Hmm?
- Naprawdę go kochasz? –szepnąłem patrząc jej prosto w oczy,
a ona zacisnęła usta i spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Tak, Zayn. Ja go kocham już od dwóch lat- samotna łza
spłynęła po jej policzku, ale szybko starłem ją delikatnym ruchem. Uśmiechnąłem
się do niej ciepło.
- Wiesz, co w tym momencie powiedziałby Vincent van Goch?
- Nie. Co?
- „Kochać to także umieć się rozstać.
Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości,
jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem
przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu” – wyrecytowałem z
ciepłym uśmiechem, zakładając jej niesforny kosmyk włosów za ucho i patrząc na
troską. Patty spłonęła rumieńcem, a ja zaśmiałem się cicho.
- Patty, już czas- zawołał mężczyzna w starszym
wieku, a dziewczyna pokiwała głową i spojrzała na mnie.
- Czas się rozstać –szepnęła a ja pokiwałem głową.
- Teraz już na zawsze- także szepnąłem, a ona
przytaknęła. Zaczęła kierować się w stronę tego człowieka, ale w ostatniej
chwili ją zawołałem:
-Patty!- dziewczyna odwróciła się, patrząc na mnie
ze zdziwieniem- cieszę się, że jesteś szczęśliwa – krzyknąłem, a ona
uśmiechnęła się do mnie delikatnie po raz ostatni i zniknęła za drzwiami kościoła, gdzie
zaraz miała wymienić obrączki z innym mężczyzną.
Poszedłem na plażę i usiadłem niedaleko morza, dając sobie czas na obmyślenie wszystkiego. Tyle wydarzeń jednego dnia musiałem sobie
poukładać w głowie…
- Może to ci się przyda? –usłyszałem dobrze znany
mi, nieco irytujący głosik. Dziewczyna z
wyraźnym brzuchem stała niedaleko mnie uśmiechając się przyjacielsko i kierując
w moją stronę butelkę whisky. Złapałem ją z wdzięcznością i spojrzałem na nią
zdziwiony.
- Skąd wiedziałaś, gdzie jestem? – zapytałem, kiedy
Margaret usiadła obok mnie.
- Domyśliłam się. Trochę cię już poznałam, Zayn
–powiedziała, a ja pokiwałem zamyślony głową.
- Jeśli chcesz, żebym sobie poszła to ja
już…-zaczęła wstawać, ale złapałem ją za rękę,
- Zostań. – poprosiłem, a jej nie trzeba było już
tego powtarzać,
Gdzieś w
powietrzu, między słowami zostało tam zawarte nieme :Potrzebuje Cie
*-
wycinek z rozdziału 20
**- wycinek z rozdziału 25
***
Cześć miśki! <3
Wielkie dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem :3
Fajnie wiedzieć, że jeszcze ktoś to czyta^^
Ach, ostatni rozdział za nami...
Wybaczcie, nie umiem opisywać wzruszających scenek, ale zrobiłam, co w mojej mocy.
Spodziewałyście się takiego obrotu spraw? Lubię Was zaskakiwać;)
Najprawdopodobniej 20 września pojawi się Epilog.
Mocno myśle nad założeniem następnego bloga z opowiadaniem, bo żal mi to zostawiać :(
Do ostatniego kochane :**
O mój Boże! Ryczę! Nie, no błagam! Tyle czekania i dupa zbita. Ona nie może za niego wyjść. Prooooszę. Do jasnej cholery! Dziewczyno, weź złap kieckę w ręce i leć na tą plaże. Pocałuj chłopaka o cudownych brązowych oczach i żyjcie długo i szczęśliwie!
OdpowiedzUsuńJej. Harry nie żyje?! Kolejna porcja łez. Nie, to się nie może tak skończyć. Wszystko idzie po złej myśli. Jeszcze mi powiedz, że Zayn będzie z Margaret.
Och, Jezu! Czekam na epilog.
Masz zamiar założyć następnego bloga? A co powiedziałabyś na współprace? Oczywiście nie naciskam. Jeśli byłabyś zainteresowana napisz do mnie oliwiaszafranska78@gmail.com
JEJKU JAK MOGLAS CO? JESTEM PEWNA NA 100% ZE PATTY NIE KOCHA TEGO POLICJANTA, NIE MOZE :( WSZYSTKO MOZNA WYBACZYC TYLKO POTRZEBA CZASU WIEC NIECH PATTY WYBACZY ZAYNOWI I NIECH BEDĄ RAZEM XDDD
OdpowiedzUsuńtak wgl super piszesz czekam na epilog i pozdrawiam ;*