Następnego dnia w samo południe zjawiłem się na ganku
posesji Patty. Dopaliłem papierosa i zadzwoniłem do drzwi. Brunetka wyjrzała
przez wizjer, po czym usłyszałem tylko odgłos zdejmowanej kurtki z wieszaka i
otwarcia drzwi.
- Cześć – sapnęła ubierając szalik i prawie wybiegając z
domu. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok i kiwnąłem jej lekko głową na
przywitanie.
Zamknęła dom i skierowaliśmy się w stronę samochodu.
Chciałem jej przytrzymać drzwiczki, jednak ona nie zamierzała na mnie czekać i
sama władowała się do mojego czarnego cudeńka. Przewróciłem oczami i zasiadłem
za kierownicą.
Nie odzywaliśmy się do siebie aż dojechaliśmy pod wielką
galerię, w której planowałem spędzić dzisiejszy dzień.
- Co my to robimy?- zapytała zdziwiona odpinając swój pas-
Po tobie Zayn spodziewałabym się raczej, że wywieziesz mnie na kompletne
pustkowie, niżeli do komercyjnego centrum- mruknęła stając koło mnie na
gigantycznym, podziemnym parkingu.
Wjechaliśmy ruchomymi schodami na parter. Od razu przywitał
nas gwar panujący w budynku oraz przyjemne ciepło. Zdjęliśmy zgodnie kurtki, by
się nie zagrzać.
- Muszę kupić coś Stylesowi – powiedziałem cicho po dłuższej
przerwie, a dziewczyna spojrzała na mnie zaciekawiona. Zapewne nie sądziła, że w ogóle się dzisiaj odezwę.
- Obchodzicie święta?- myślałem, że ona zaraz wybuchnie ze
śmiechu. Jej kąciki drgały niczym fala, naprzemiennie w górę i w dół. Oczami
starała się kontrolować moją reakcję, by upewnić się, że nie żartuje. Kiedy
potwierdziłem skinieniem głowy, Patty zgięła się w pół ze śmiechu.
- Co w tym takiego śmiesznego? – odburknąłem patrząc na nią
groźnie, więc brunetka od razu się opanowała. Jednak na wszelki wypadek
zasłoniła usta dłonią, by się nie roześmiać w najgorszym momencie.
- No bo.. przecież ty jesteś muzułmaninem. Chłopcy też nie
wydają się specjalnymi katolikami.- zaczęła mówić optymistycznym tonem
uśmiechając się szeroko, a ja tylko lekceważąco na nią spojrzałem i
przyspieszyłem kroku.
- Coś ci nie pasuje,
mała? –warknąłem, a ona popatrzyła na mnie jak zbity pies, wzruszyła ramionami
i mruknęła ciche „przepraszam”.
Następne witryny sklepowe pokonywaliśmy w kompletnej ciszy. Co prawda, w tle grała muzyka świąteczna, którą centrum chciało wykorzystać jako popyt do większej sprzedaży, a roześmiani ludzie dawali wiele dźwięków, ale ja tego nie słyszałem. Nie chciałem tego słyszeć.
Następne witryny sklepowe pokonywaliśmy w kompletnej ciszy. Co prawda, w tle grała muzyka świąteczna, którą centrum chciało wykorzystać jako popyt do większej sprzedaży, a roześmiani ludzie dawali wiele dźwięków, ale ja tego nie słyszałem. Nie chciałem tego słyszeć.
Skupiliśmy się na sobie i na tej buzującej atmosferze, która
się wytworzyła. Bzdury Malik. Sam ją
wytworzyłeś- osąd wydał mój wewnętrzny głos, a ja wiedziałem, że ma
cholerną rację.
Zapragnąłem w tym momencie wrócić do naszej pierwotnej
kryjówki, gdzie trzymaliśmy worek treningowy w piwnicy. Wyżyłbym się na nim i wrócił do Patty.
Musiałem na kimś odreagować dzisiejszy poranek, który
doprowadził mnie do furii.
-Co ty tu robisz?-
warknąłem widząc Margaret wchodzącą jak gdyby nigdy nic do mojego pokoju w
samej bieliźnie.
Normalnie pewnie by mi
to nie przeszkadzało, ale od kiedy dowiedziałem się o dziecku nasze kontakty
się skomplikowały. Zacząłem ją odtrącać, żeby nie musieć mieć z nią nic do czynienia.
Liczyłem, ze jeżeli będę w stosunku do niej oziębły, to odpuści i sama
odejdzie. Nadzieja matką głupich, jak powiadają.
- Trzymam tu swoje
ubrania, jakbyś zapomniał. W końcu teraz to też mój pokój – mruknęła z
pociągającym, zwycięskim uśmiechem opierając się o framugę drzwi, a mnie
trzasnęła furia.
- Do diabła, zrozum to
w końcu! Ty nic dla mnie nie znaczysz! Odpieprz się ode mnie i od mojego życia,
pókim dobry – wrzasnąłem jej prosto w twarz. Na moim czole zaczęła szybko
pulsować jedna z żył, a ona zmrużyła oczy i oparła ręce na biodrach.
- Takie jesteś cwany?
To też twoje dziecko. Sama sobie tego bachora nie zrobiłam- dokończyła
jadowicie i z impetem chwyciła swoją bluzkę z oparcia krzesła – nie uwolnisz
się ode mnie, kochanie. Nie zależy mi na tym dziecku specjalnie, bo przecież ono
zniszczy mi szansę na godną przyszłość.- prychnęła patrząc w wyrzutem na swój
brzuch i uderzając go lekko.
- Przestań pieprzyć-
mruknąłem mając zdecydowanie dość tej rozmowy, ale ona nie zamierzała na tym
poprzestać.
- Nie przestane,
rozumiesz! Mam przesrane do końca życia, więc zapewniam cię, że ty również. Nie
pozwolę zniszczyć całej swojej młodości przez jedną, głupią wpadkę, rozumiesz?
Rozumiesz? – wrzasnęła ciskając we mnie piorunami, a ja ubrałem kurtkę i
popchnąłem ją ramieniem, żeby spokojnie wyjść z
pokoju – To nie koniec!- usłyszałem tylko w momencie, gdy przekraczałem próg domu.
Wsiadłem do wozu i od
razu przycisnąłem pedał gazu. Nie wziąłem pod uwagę warunków panujących na
drodze, także przy pierwszym zakręcie wpadłem w lekki poślizg. Zatrzymałem
samochód i położyłem głowę na kierownicy.
Nie zważałem na
klaksony i podminowane miny kierowców za mną. Jakby którykolwiek się do mnie w
tym momencie przyczepił, zajebałbym mu. Nie żartuję. Margaret miała część racji,
sama sobie go nie zrobiła, ale nie chciałem o tym myśleć. Postanowiłem skupić
się na pozytywach i Patty. No właśnie.
- Gniewasz się? –spytałem pod nosem, a brunetka spojrzała na
mnie z bojową miną. Zajebiście. Tylko jej
fochy mi w tym momencie potrzebne. – Pytałem o coś – mruknąłem patrząc na
nią wymownie. Kątem oka przyglądałem się jej dłoniom, które zacisnęła w pięści
i delikatnie jeździła opuszkiem kciuka po kostkach. Jej usta wygięły się w
dziwacznym grymasie, ale po kilku minutach westchnęła tylko i zaszczyciła mnie
swoją uwagą.
- Co chcesz mu kupić? –zapytała oddając w zapomnienie swoje
poprzednie urazy, co niezmiernie mnie ucieszyło. Miałem dość zmartwień, nie
potrzebowałem myślenia o niej do tego
wszystkiego.
Wystarczył mi fakt, że
Margaret jest ze mną w ciąży, a mnie i Stylesa szukają policjanci, bo mają na
nas dowody i donosy. No zajebiste będą te święta.
- Nie mam pojęcia
– wzruszyłem ramionami i spojrzałem na nią wyczekująco, a Patty zaśmiała się
perliście.
- Rozumiem, że ja mam wymyślić i wybrać, a ty zapłacisz? –
zadała retoryczne pytanie, na które doskonale znała odpowiedź. – Co on najbardziej lubi? – zaczęła robić wywiad,
a kiedy chciałem odpowiedzieć stanęła na palcach i przyłożyła mi kciuk do ust,
żebym nic nie powiedział – nie zaliczam żadnego rodzaju broni,
specjalistycznego sprzętu, masek, kamizelek kuloodpornych, ani nic z tych
rzeczy. Zrozumiano? – podniosła brwi do góry, a ja przytaknąłem. Patty oparła
się o barierkę i czekała na moją odpowiedź.
Stałem i wielokrotnie otwierałem usta, by w kolejnej minucie
je zamknąć. Nie mogłem znaleźć w głowie nic, co nie miałoby związanego z pracą
bądź jego życiem erotycznym, ale nie chciałem wybierać się do takich sklepów z
Patt. Zgaduje, że zaczęłaby mnie krytykować
za głupie pomysły. Albo spłonęła rumieńcem, zależy.
- Okej, to inaczej. Co Harry lubił jak byliście mali? –
zapytała, a ja od razu uniosłem kąciki ust lekko w górę.
- To proste. Lubił samoloty. Godzinami mógł patrzeć jak
przelatują po niebie. Fascynowały go i cieszyły. Za każdym razem, gdy ktoś
tylko napomknął o nich, on potrafił dać bardzo długi i wyczerpujący wykład,
także dobrowolnie nikt nie wspomniał
słowa klucz. – zrobiłem cudzysłów w powietrzu, a ona przekręciła głowę i
przyglądała mi się z rozbawieniem.
- A ty jako jego przyjaciel też uciekałeś? – widziałem jak
na jej twarzy maluje się radość. Każdy czasy dzieciństwa wspomina z
sentymentem, to normalne. Tęsknimy do życia, gdzie największym problemem było
którą zabawkę powinienem wziąć do przedszkola. Codzienne zabawy, zero rachunków
i problemów. Istny raj.
- Jako przyjaciel musiałem się spełniać w tej roli. Nawet
jeśli Harry nawijał przez godzinę, to starałem się słuchać go z pozornym
zainteresowaniem. Często leżeliśmy na trawie przed jego domem i tłumaczył mi
jaki aktualnie samolot przelatuje, dokąd ma dotrzeć i o której. Była to jego
niezaprzeczalna pasja, więc chciałem go wspierać.- mruknąłem z uśmiechem na
samo wspomnienie tych dni.
- A jakie ty miałeś hobby?- szepnęła z zaciekawieniem, a ja
zaśmiałem się pod nosem.
- Kiedyś ci powiem.
- Kiedyś to znaczy kiedy? – dopytywała się jak małe dziecko
o swój planowany prezent.
- W tym tygodniu. Przecież to nasz ostatni.- powiedziałem i nagle wyparowały ze mnie
wszystkie emocje, po zrozumieniu tych słów.
Z Patty chyba też, bo nagle posmutniała.
-Chodź – pociągnęła mnie za rękę – chyba już wiem.
***
Po zakupieniu prezentu zostało nam trochę czasu, więc
wybraliśmy się do kawiarni. Patty opowiadała o swoich znakomitych kontaktach z
bratem i tatą oraz trochę gorszych z Teresą.
- Po prostu nie wyobrażam sobie, by po tylu latach traktować
ją jak zwyczajną mamę. Widujemy się raz na dwa miesiące i to wystarczy. No,
tylko ostatnimi czasy trochę więcej – powiedziała popijając kawę i biorąc mały
kawałeczek sernika z lukrem. Dmuchała w kubek, żeby trochę ochłodzić napój.
- Dlaczego w takim razie tak nagle kontakt się wam poprawił?
–zapytałem, a brunetka zachłysnęła się i spojrzała na mnie spanikowana, jednak
po minucie doszła do siebie i odłożyła kawę.
- Ma problemy, wiec chcę jej pomóc. Jak to rodzina- odparła
lekko wzruszając ramionami i uśmiechając lekko.
Pokiwałem tylko głową i skierowałem swoje spojrzenie za
okno. Tysiące płatków śniegu spadało na
ziemię oraz ludzi, którzy wydawali się tym
zirytowani. Dziwne, ponieważ w końcu jest zima i dużo osób tylko czeka,
żeby w końcu wyrwać się szybciej z pracy i zacząć przygotowania do narodzenia
pańskiego.
Zapłaciłem i zostawiłem pięknej kelnerce napiwek, po czym
odwiozłem Patty do domu.
- Do jutra!- krzyknęła trzaskając drzwiczkami i biegnąc
przez biały puch do domu.
***
4 dni do wigilii
- Dobra, ludzie plan jest taki –
zaczął Styles rytmicznie zbiegając z piętra po drewnianych schodach i stając
przed telewizorem, na który akurat wszyscy zwracaliśmy uwagę. Spojrzeliśmy na niego z zainteresowaniem
czekając na dalszą część. Harry potarł
swoje dłonie o siebie i kontynuował – Wiecie, że dzięki akcji z policjantem,
którego przetrzymujemy w piwnicy, nasza sytuacja jest cięższa i musimy opuścić
to miasto. Sądzę, że przed nowym rokiem trzeba będzie się stąd eksmitować,
także chciałbym żebyście do 26 grudnia uporali się z wszystkimi sprawami, które
łączą was z tym miastem – mówiąc to jego oczy z bólem wpatrywały się w moje
przeocz od razu wiedziałem, że chodzi mu o Patt.
Pokiwałem głową i wstałem z
kanapy, po czym skierowałem się do kuchni, w której siedziała Margi z
przyjaciółką.
- Kogo moje piękne oczy widzą? –
zawołała blond przyjaciółka przyszłej mamy, na co mimowolnie przekręciłem
oczami.
- Daj spokój, Tina, nic nie
zdziałasz. Najlepiej odczepcie się ode mnie.- powiedziałem znudzony stojąc
tyłem i nalewając sobie whiskey, a czarnulka po raz setny w tym tygodniu
zaczęła łkać i narzekać na swój piekielny los.
Wyszedłem przed dom nie mogąc już
słuchać jej ciągłych jęków i zapaliłem papierosa. Po chwili dołączył do mnie
Styles, którego poczęstowałem.
- Malik, masz mało czasu- mruknął
zaciągając się, a ja spojrzałem w przestrzeń.
- Wiem.
- Nie spierdol tego. – powiedział
Harry dogaszając peta po jakimś czasie i wracając do ciepłego budynku, a ja
zagłębiłem się w sens tych słów.
Nie spierdol tego.
Masz mało czasu
Nie spierdol tego.
Musze przestać się opierdalać i zacząć działać.
***
Cześć miśki!!
Mam nadzieję, że ucieszycie się z szybciej dodanego rozdziału, ponieważ wylatuję dzisiaj do Włoch i wszystko robię tak na szybko :)
Wybaczcie za krótki rozdział, ale chciałam Wam zrobić niespodziankę i szybciej dodać.
Obiecuję, że od teraz się poprawiam i akcja zacznie przyspieszać:)
Mam mały zanik weny, więc jeśli macie jakieś pomysły to piszcie w komentarzach!
PS. Dziękuję za nominacje do Liebsten Award, ale chwilowo nie mam czasu na nią odpowiedzieć:(
Kocham Was i liczę na opinie oraz Wasze pomysły <3
Następny rozdział 16 maja !
No nareszcie Malik. Już czas, żebyś przestał się opierdalać i zaczął działać!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pobyt we Włoszech sprawi ci nie małą przyjemność.
Czekam nn.
Swietne :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)http://forbidden-tlumaczenie-harry-styles.blogspot.com