poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 24




Następnego dnia w samo południe zjawiłem się na ganku posesji Patty. Dopaliłem papierosa i zadzwoniłem do drzwi. Brunetka wyjrzała przez wizjer, po czym usłyszałem tylko odgłos zdejmowanej kurtki z wieszaka i otwarcia drzwi.
- Cześć – sapnęła ubierając szalik i prawie wybiegając z domu. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok i kiwnąłem jej lekko głową na przywitanie.
Zamknęła dom i skierowaliśmy się w stronę samochodu. Chciałem jej przytrzymać drzwiczki, jednak ona nie zamierzała na mnie czekać i sama władowała się do mojego czarnego cudeńka. Przewróciłem oczami i zasiadłem za kierownicą.
Nie odzywaliśmy się do siebie aż dojechaliśmy pod wielką galerię, w której planowałem spędzić dzisiejszy dzień.
- Co my to robimy?- zapytała zdziwiona odpinając swój pas- Po tobie Zayn spodziewałabym się raczej, że wywieziesz mnie na kompletne pustkowie, niżeli do komercyjnego centrum- mruknęła stając koło mnie na gigantycznym, podziemnym parkingu.
Wjechaliśmy ruchomymi schodami na parter. Od razu przywitał nas gwar panujący w budynku oraz przyjemne ciepło. Zdjęliśmy zgodnie kurtki, by się nie zagrzać.
- Muszę kupić coś Stylesowi – powiedziałem cicho po dłuższej przerwie, a dziewczyna spojrzała na mnie zaciekawiona. Zapewne nie sądziła, że w ogóle się dzisiaj odezwę.
- Obchodzicie święta?- myślałem, że ona zaraz wybuchnie ze śmiechu. Jej kąciki drgały niczym fala, naprzemiennie w górę i w dół. Oczami starała się kontrolować moją reakcję, by upewnić się, że nie żartuje. Kiedy potwierdziłem skinieniem głowy, Patty zgięła się w pół ze śmiechu.
- Co w tym takiego śmiesznego? – odburknąłem patrząc na nią groźnie, więc brunetka od razu się opanowała. Jednak na wszelki wypadek zasłoniła usta dłonią, by się nie roześmiać w najgorszym momencie.
- No bo.. przecież ty jesteś muzułmaninem. Chłopcy też nie wydają się specjalnymi katolikami.- zaczęła mówić optymistycznym tonem uśmiechając się szeroko, a ja tylko lekceważąco na nią spojrzałem i przyspieszyłem kroku.
-  Coś ci nie pasuje, mała? –warknąłem, a ona popatrzyła na mnie jak zbity pies, wzruszyła ramionami i mruknęła ciche „przepraszam”.
Następne witryny sklepowe pokonywaliśmy w kompletnej ciszy. Co prawda, w tle grała muzyka świąteczna, którą centrum chciało wykorzystać jako popyt do większej sprzedaży, a roześmiani ludzie dawali wiele dźwięków, ale ja tego nie słyszałem. Nie chciałem tego słyszeć.
Skupiliśmy się na sobie i na tej buzującej atmosferze, która się wytworzyła. Bzdury Malik. Sam ją wytworzyłeś- osąd wydał mój wewnętrzny głos, a ja wiedziałem, że ma cholerną rację.
Zapragnąłem w tym momencie wrócić do naszej pierwotnej kryjówki, gdzie trzymaliśmy worek treningowy w piwnicy.  Wyżyłbym się na nim i wrócił do Patty.
Musiałem na kimś odreagować dzisiejszy poranek, który doprowadził mnie do furii.
-Co ty tu robisz?- warknąłem widząc Margaret wchodzącą jak gdyby nigdy nic do mojego pokoju w samej bieliźnie.
Normalnie pewnie by mi to nie przeszkadzało, ale od kiedy dowiedziałem się o dziecku nasze kontakty się skomplikowały. Zacząłem ją odtrącać, żeby nie musieć mieć z nią nic do czynienia. Liczyłem, ze jeżeli będę w stosunku do niej oziębły, to odpuści i sama odejdzie. Nadzieja matką głupich, jak powiadają.
- Trzymam tu swoje ubrania, jakbyś zapomniał. W końcu teraz to też mój pokój – mruknęła z pociągającym, zwycięskim uśmiechem opierając się o framugę drzwi, a mnie trzasnęła furia.
- Do diabła, zrozum to w końcu! Ty nic dla mnie nie znaczysz! Odpieprz się ode mnie i od mojego życia, pókim dobry – wrzasnąłem jej prosto w twarz. Na moim czole zaczęła szybko pulsować jedna z żył, a ona zmrużyła oczy i oparła ręce na biodrach.
- Takie jesteś cwany? To też twoje dziecko. Sama sobie tego bachora nie zrobiłam- dokończyła jadowicie i z impetem chwyciła swoją bluzkę z oparcia krzesła – nie uwolnisz się ode mnie, kochanie. Nie zależy mi na tym dziecku specjalnie, bo przecież ono zniszczy mi szansę na godną przyszłość.- prychnęła patrząc w wyrzutem na swój brzuch i uderzając go lekko.
- Przestań pieprzyć- mruknąłem mając zdecydowanie dość tej rozmowy, ale ona nie zamierzała na tym poprzestać.
- Nie przestane, rozumiesz! Mam przesrane do końca życia, więc zapewniam cię, że ty również. Nie pozwolę zniszczyć całej swojej młodości przez jedną, głupią wpadkę, rozumiesz? Rozumiesz? – wrzasnęła ciskając we mnie piorunami, a ja ubrałem kurtkę i popchnąłem ją ramieniem, żeby spokojnie wyjść z  pokoju – To nie koniec!- usłyszałem tylko  w momencie, gdy przekraczałem próg domu.
Wsiadłem do wozu i od razu przycisnąłem pedał gazu. Nie wziąłem pod uwagę warunków panujących na drodze, także przy pierwszym zakręcie wpadłem w lekki poślizg. Zatrzymałem samochód i położyłem głowę na kierownicy.
Nie zważałem na klaksony i podminowane miny kierowców za mną. Jakby którykolwiek się do mnie w tym momencie przyczepił, zajebałbym mu. Nie żartuję. Margaret miała część racji, sama sobie go nie zrobiła, ale nie chciałem o tym myśleć. Postanowiłem skupić się na pozytywach i Patty. No właśnie.
- Gniewasz się? –spytałem pod nosem, a brunetka spojrzała na mnie z bojową miną. Zajebiście. Tylko jej fochy mi w tym momencie potrzebne. – Pytałem o coś – mruknąłem patrząc na nią wymownie. Kątem oka przyglądałem się jej dłoniom, które zacisnęła w pięści i delikatnie jeździła opuszkiem kciuka po kostkach. Jej usta wygięły się w dziwacznym grymasie, ale po kilku minutach westchnęła tylko i zaszczyciła mnie swoją uwagą.
- Co chcesz mu kupić? –zapytała oddając w zapomnienie swoje poprzednie urazy, co niezmiernie mnie ucieszyło. Miałem dość zmartwień, nie potrzebowałem myślenia o niej do tego  wszystkiego.
Wystarczył mi fakt, że Margaret jest ze mną w ciąży, a mnie i Stylesa szukają policjanci, bo mają na nas dowody i donosy. No zajebiste będą te święta.
- Nie mam pojęcia – wzruszyłem ramionami i spojrzałem na nią wyczekująco, a Patty zaśmiała się perliście.
- Rozumiem, że ja mam wymyślić i wybrać, a ty zapłacisz? – zadała retoryczne pytanie, na które doskonale znała odpowiedź. – Co  on najbardziej lubi? – zaczęła robić wywiad, a kiedy chciałem odpowiedzieć stanęła na palcach i przyłożyła mi kciuk do ust, żebym nic nie powiedział – nie zaliczam żadnego rodzaju broni, specjalistycznego sprzętu, masek, kamizelek kuloodpornych, ani nic z tych rzeczy. Zrozumiano? – podniosła brwi do góry, a ja przytaknąłem. Patty oparła się o barierkę i czekała na moją odpowiedź.
Stałem i wielokrotnie otwierałem usta, by w kolejnej minucie je zamknąć. Nie mogłem znaleźć w głowie nic, co nie miałoby związanego z pracą bądź jego życiem erotycznym, ale nie chciałem wybierać się do takich sklepów z Patt. Zgaduje, że  zaczęłaby mnie krytykować za głupie pomysły. Albo spłonęła rumieńcem, zależy.
- Okej, to inaczej. Co Harry lubił jak byliście mali? – zapytała, a ja od razu uniosłem kąciki ust lekko w górę.
- To proste. Lubił samoloty. Godzinami mógł patrzeć jak przelatują po niebie. Fascynowały go i cieszyły. Za każdym razem, gdy ktoś tylko napomknął o nich, on potrafił dać bardzo długi i wyczerpujący wykład, także dobrowolnie nikt nie wspomniał  słowa klucz. – zrobiłem cudzysłów w powietrzu, a ona przekręciła głowę i przyglądała mi się z rozbawieniem.
- A ty jako jego przyjaciel też uciekałeś? – widziałem jak na jej twarzy maluje się radość. Każdy czasy dzieciństwa wspomina z sentymentem, to normalne. Tęsknimy do życia, gdzie największym problemem było którą zabawkę powinienem wziąć do przedszkola. Codzienne zabawy, zero rachunków i problemów. Istny raj.
- Jako przyjaciel musiałem się spełniać w tej roli. Nawet jeśli Harry nawijał przez godzinę, to starałem się słuchać go z pozornym zainteresowaniem. Często leżeliśmy na trawie przed jego domem i tłumaczył mi jaki aktualnie samolot przelatuje, dokąd ma dotrzeć i o której. Była to jego niezaprzeczalna pasja, więc chciałem go wspierać.- mruknąłem z uśmiechem na samo wspomnienie tych dni.
- A jakie ty miałeś hobby?- szepnęła z zaciekawieniem, a ja zaśmiałem się pod nosem.
- Kiedyś ci powiem.
- Kiedyś to znaczy kiedy? – dopytywała się jak małe dziecko o swój planowany prezent.
- W tym tygodniu. Przecież to nasz ostatni.-  powiedziałem i nagle wyparowały ze mnie wszystkie emocje, po zrozumieniu tych słów.  Z Patty chyba też, bo nagle posmutniała.
-Chodź – pociągnęła mnie za rękę – chyba już wiem.



***


Po zakupieniu prezentu zostało nam trochę czasu, więc wybraliśmy się do kawiarni. Patty opowiadała o swoich znakomitych kontaktach z bratem i tatą oraz trochę gorszych z Teresą.
- Po prostu nie wyobrażam sobie, by po tylu latach traktować ją jak zwyczajną mamę. Widujemy się raz na dwa miesiące i to wystarczy. No, tylko ostatnimi czasy trochę więcej – powiedziała popijając kawę i biorąc mały kawałeczek sernika z lukrem. Dmuchała w kubek, żeby trochę ochłodzić napój.
- Dlaczego w takim razie tak nagle kontakt się wam poprawił? –zapytałem, a brunetka zachłysnęła się i spojrzała na mnie spanikowana, jednak po minucie doszła do siebie i odłożyła kawę.
- Ma problemy, wiec chcę jej pomóc. Jak to rodzina- odparła lekko wzruszając ramionami i uśmiechając lekko.
Pokiwałem tylko głową i skierowałem swoje spojrzenie za okno. Tysiące  płatków śniegu spadało na ziemię oraz ludzi, którzy wydawali się tym  zirytowani. Dziwne, ponieważ w końcu jest zima i dużo osób tylko czeka, żeby w końcu wyrwać się szybciej z pracy i zacząć przygotowania do narodzenia pańskiego.
Zapłaciłem i zostawiłem pięknej kelnerce napiwek, po czym odwiozłem Patty do domu.
- Do jutra!- krzyknęła trzaskając drzwiczkami i biegnąc przez biały puch do domu.


***

4 dni do wigilii

- Dobra, ludzie plan jest taki – zaczął Styles rytmicznie zbiegając z piętra po drewnianych schodach i stając przed telewizorem, na który akurat wszyscy zwracaliśmy uwagę.  Spojrzeliśmy na niego z zainteresowaniem czekając na dalszą część.  Harry potarł swoje dłonie o siebie i kontynuował – Wiecie, że dzięki akcji z policjantem, którego przetrzymujemy w piwnicy, nasza sytuacja jest cięższa i musimy opuścić to miasto. Sądzę, że przed nowym rokiem trzeba będzie się stąd eksmitować, także chciałbym żebyście do 26 grudnia uporali się z wszystkimi sprawami, które łączą was z tym miastem – mówiąc to jego oczy z bólem wpatrywały się w moje przeocz od razu wiedziałem, że chodzi mu o Patt.
Pokiwałem głową i wstałem z kanapy, po czym skierowałem się do kuchni, w której siedziała Margi z przyjaciółką.
- Kogo moje piękne oczy widzą? – zawołała blond przyjaciółka przyszłej mamy, na co mimowolnie przekręciłem oczami.
- Daj spokój, Tina, nic nie zdziałasz. Najlepiej odczepcie się ode mnie.- powiedziałem znudzony stojąc tyłem i nalewając sobie whiskey, a czarnulka po raz setny w tym tygodniu zaczęła łkać i narzekać na swój piekielny los.
Wyszedłem przed dom nie mogąc już słuchać jej ciągłych jęków i zapaliłem papierosa. Po chwili dołączył do mnie Styles, którego poczęstowałem.
- Malik, masz mało czasu- mruknął zaciągając się, a ja spojrzałem w przestrzeń.
- Wiem.
- Nie spierdol tego. – powiedział Harry dogaszając peta po jakimś czasie i wracając do ciepłego budynku, a ja zagłębiłem się w sens tych słów.
Nie spierdol tego.
Masz mało czasu
Nie spierdol tego.

Musze przestać się opierdalać i  zacząć działać.
***
Cześć miśki!!
Mam nadzieję, że ucieszycie się z szybciej dodanego rozdziału, ponieważ  wylatuję dzisiaj do Włoch i wszystko robię tak na szybko :)
Wybaczcie za krótki rozdział, ale chciałam Wam zrobić niespodziankę i szybciej dodać.
Obiecuję, że od teraz się poprawiam i akcja zacznie przyspieszać:)
Mam mały zanik weny, więc jeśli macie jakieś pomysły to piszcie w komentarzach!
PS. Dziękuję za nominacje do Liebsten Award, ale chwilowo nie mam czasu na nią odpowiedzieć:( 
Kocham Was i liczę na opinie  oraz Wasze pomysły <3
Następny rozdział 16 maja !

2 komentarze:

  1. No nareszcie Malik. Już czas, żebyś przestał się opierdalać i zaczął działać!
    Mam nadzieję, że pobyt we Włoszech sprawi ci nie małą przyjemność.
    Czekam nn.

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietne :D
    Zapraszam do mnie :)http://forbidden-tlumaczenie-harry-styles.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń